Ko ko ko ko euro spoko
Najspampierw wezwanie to podniósł rząd. Potem jego fałszywe tony podchwycił Stanisław Michalkiewicz, a za nim pozostali publicyści, więc nie wypada, abym i ja, trzeciorzędny pismak również nie pokazał, że nie wypadłem „qóże” spod ogona i wraz ze wszystkimi nie zaintonował:
„ko ko ko ko euro spoko”! W końcu to przecie dziś nasza patriotyczna powinność, szczególnie teraz, w jakże znamiennej sytuacji, gdy po „nieoczekiwanej” jak zwykle piłkarskiej porażce, zamiast wokół „Polska, biało-czerwoni”, jeszcze bardziej jednoczyć się mamy wokół „ko ko ko ko euro spoko”... Cóż, taka nasza dola i miejsce w szeregu. Euro. Koko. Koko jest spoko! W związku z tym mamy prikaz, by pogrążać się w niczym nie zmąconej ekstazie - stąd też po naszym pożegnaniu się z turniejem, zewsząd słyszymy uspokajające komunikaty że „nic się nie stało”; niby słusznie: w końcu przecież znów „nie stało się nic”...