Maria i jej awaria
Podobał nam się, i to bardzo, debiutancki album Marii Peszek „Miasto Mania”. Był zjawiskowy, błyskotliwy i czarujący. Ciekawi więc byliśmy najnowszej płyty „Maria Awaria”. Zawód po jej wysłuchaniu (na żywo) był jednak spory, bo przyniósł to wszystko, nad czym Peszek akurat mogłaby jeszcze popracować. O ile nielicznym fragmentom oprawy muzycznej nie można było zbyt wiele zarzucić, bo nie brakowało w nich i pieszczących ucho jazzowych wstawek i mocnego, niemal punkowego nerwu, to już ogołocone z muzycznego podkładu teksty, obnażyły smutną prawdę o autorce, która bywa nie tylko, jak sama przyznaje „nimfomańką”, ale i grafomańką. Na domiar złego, ta „obsceniczna” płyta, jest według nas pierwszym w historii polskiej muzyki alternatywnej dziełem prawdziwie antykoncepcyjnym. Po jej wysłuchaniu wszystkiego się odechciewa.