Czy warto iść na wybory ?
Zakończyła się kampania, która zdaniem większości obserwatorów była jedną z najbardziej niemerytorycznych kampanii wyborczych ostatnich lat. Skomplikowana, upartyjniona ordynacja powoduje, że nawet zwycięstwo w skali okręgu i gigantyczne poparcie dla kandydata pochodzącego z komitetu, który nie weźmie udziału w podziale mandatów, nie gwarantuje mu fotela w Europarlamencie.
Politycy – wbrew temu, co werbalnie deklarowali podczas kampanii wyborczej - zrobili wiele, aby frekwencję w niedzielnych wyborach obniżyć. W dodatku znaczenie legislacyjne Parlamentu Europejskiego jest zdecydowanie mniejsze niż nie wybieranej w bezpośrednich wyborach eurobiurokracji. Zresztą demokracja jest w zjednoczonej Europie w dużym stopniu już tylko iluzją, o czym zaświadcza fakt nie poddania Traktatu Lizbońskiego (będącego w istocie Traktatem Konstytucyjnym) pod narodowe referenda, a w jedynej Irlandii, gdzie go odrzucono, powtarzania referendum do skutku. Czy warto zatem fatygować się 7 czerwca do urny wyborczej i wziąć udział w głosowaniu ? A może właśnie zamanifestować nasz negatywny stosunek do tego stanu rzeczy, pozostając w domu ? W naszej redakcji mamy co do tego liczne wątpliwości, szala „za” i „przeciw” praktycznie codziennie przechylała się w ostatnich dniach na jedną ze stron tego sporu. Tym bardziej zatem zazdrościmy osobom, które są głęboko przekonane, że w wyborach należy wziąć udział a nasz głos na karcie wyborczej faktycznie się liczy i może coś zmienić... Zapraszamy do przeczytania felietonu nadesłanego przez naszego współpracownika, Artura Kubanika.