Wojna Jasnogrodu z Ciemnogrodem
Zbliżała się kolejna wojna Jasnogrodu z Ciemnogrodem. Jasnogrodzianie zionęli tolerancją, byli światli, gładkolicy i gładkomowi. Oświeceni własnym światłem, wyzbyli się okowów patriotyzmu, jako nieuropejskiego reliktu przeszłości, spychającego ciemnogrodzian w ciemne nurty faszyzmu; jeśli słowo Lechistan pojawiało się już na ich ustach, to tylko jako land stanowiący element Nadkołchozu, ku którego wartościom wciąż Lechistan musi aspirować i doganiać, jak małe dziecko pragnące słuchać starszych i mądrzejszych. Kiedy więc już ktoś z Jasnogrodzian mówił: Lechistan, zaraz odczyniał urok w tym samym zdaniu egzorcyzmując swój kraj słowem „Europa”. Jasnogrodzianie uważali się zatem za postępowców i ludzi światłych, choć nie zdawali sobie sprawy z faktu, iż ich „europejskość” standaryzowana, jest jedynie przejawem ogromnego kompleksu niższości, wynikającego z wewnętrznego poczucia bycia mniejszy, gorszym, słabszym – ot Lechistan jako brzydka panna na wydaniu, która wciąż musi się starać, by zechciał dosiąść jej od tyłu Zeus European Sovietunion.