Brukowane Łby
„Spekulanci! Spekulanci!” - głos Ministra Rolnictwa, bez którego nic samo by nie rosło, a ziemia by nie rodziła, ministra oburzonego cenami cukru - niósł się po rządowych i sejmowych korytarzach, zaś powtórzony głosami Tych, O Którym Można Mówić Tylko Dobrze i podchwycony przez ojców konfidencjuszy, rozlał się szeroko po lechistańskich ulicach. Tam, odbity echem od brukowanych łbów tuskomatołków i poroniątek po nieśmiertelnych zdobyczach ludzkości w postaci marksizmu i leninizmu, błysnął wspomnieniem rewolucji i postępu, wskrzeszając – na radzie tylko cień – dawnych inspekcji robotniczo chłopskich, które reaktywowane, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rządu, a więc naprzeciw oczekiwaniom społecznym, mogłyby kontrolować, czy aby przedsiębiorcy nie dyktują zbyt wysokich cen. Zanim jednak podjudzony w ten sposób tłum nie rzucił się, by samemu wymierzyć sklepikarzom sprawiedliwość społeczną, okradaniem sklepów wyręczając rząd w akcie bezpośredniej redystrybucji dóbr, koncepcję wprowadzenia cen urzędowych zaproponowała przodownica pracy, minister zdrowia. Na pierwszy ogień wiekopomnych reform miały więc pójść, w trosce o chorych obywateli, lekarstwa – by po tak wykonanym wyłomie, płomień wiekopomnych, wolnorynkowych reform mógł rozlać się i na inne kategorie dóbr, bo jak wiadomo, o cenie nie decyduje prawo popytu i podaży w warunkach normalnych, zaś pełna limitów produkcji i dopłat gospodarka socjalistyczna w warunkach nienormalnych – tylko właśnie „spekulanci”.