Zabobon politycznych poprawności...
...I stało się dnia pierwszego, gdy John, dusząc się w oparach absurdu, zrzucił z siebie kostium kosmopolity, by opuściwszy zatęchły bunkier przesądów, pierwszy raz w życiu zaczerpnąć świeżego powietrza prawdy. Przez chwilę bolało, gdy John, odwijając się z bezkształtnego kondona politycznej poprawności, z zaskoczeniem odkrył, że ma dwie ręce – które nie nazywają się tak, jak pozostający ze sobą w stosunkach partnerzy – ręka „A” i ręka „B” - ale ręka lewa i ręka prawa. John upadł na posadzkę, by z zaskoczeniem dostrzec w kałuży wody swoją twarz: w niczym nie przypominała ona tak dobrze znanego mu z ekranu Johna – oto w odbiciu patrzył na niego... Jan. Podniósłszy się, Jan rozejrzał się wokół i podszedł do jednej ze ścian budynku. Jego ręce jakby same wiedzione jakimś dziwnym impulsem, drżąc próbowały zetrzeć ze ściany hieroglify barbarzyńców, przesłaniające wielowiekowe malunki Świątyni, przemienionej najpierw w galerię sztuki, a potem w „przybytek wyzwolenia”.