To jest strona archiwalna
   Co to był za portal ?   
Najnowsze informacje
Zapraszamy, promujemy
Reklama
OGŁOSZENIA i REKLAMY (arch.)
Reklama
Reklama
Reklama
InTARnet poleca
Reklama
Reklama
Źródło: inTARnet.pl
  
   A w Dąbrowie szpitalne hieny nadal grasują    -   10/5/2005
Gonił nas po całym placu, aż do samochodu, łapał mnie za rękę, nadskakiwał jak ten Kargul Jaśkowi z Ameryki – bo on mi taniej, bo on mi taniej… Na litość Boską, przecież nieboszczyka na plecach nie niosłam, przecież mamy XXI wiek – tak pani Danuta relacjonowała swoją przygodę na terenie szpitala w Dąbrowie Tarnowskiej. O naganiaczach Zakładu Pogrzebowego „Salimusz” pana Zygmunta Szumilasa pisało 25 sierpnia ub. roku „Temi”. Sprawa znalazła swój finał w sądzie – ja, niżej podpisany, pozwany zostałem przez właściciela zakładu z artykułu 212 paragraf 1 i 2 Kodeksu Karnego. Niedawno uprawomocnił się wydany w tej sprawie wyrok.

Ogloszenie

Temat szpitalnych hien powraca wciąż jak bumerang, stając się miarą ludzkiego chamstwa i bezczelności. Sytuacje, w których rodziny odwiedzające swoich bliskich w szpitalu w Dąbrowie Tarnowskiej, nagabywane są przez „naganiaczy” Zygmunta Szumilasa (Zakład Pogrzebowy „Salimusz”), są bez mała na porządku dziennym. „Szpitalne hieny” - S.N. i M.D. zaczepiają ludzi od lat i jak dotąd nikomu nie udało się temu zapobiec. Zdarzały się wręcz sytuacje, w których osobie odwiedzającej chorą matkę proponowano zarezerwowanie sobie trumny. - Jesteśmy bezradni - im na teren szpitala zawsze wolno wejść. I zawsze mają tu „kogoś bliskiego. Ten pan się swoich pracowników wypiera, mówi, że nie są jego pracownikami – mówiła kilka miesięcy temu dyrektor szpitala pani Teresa Kopczyńska.

Skandaliczną sytuację opisywałem w TEMI z 25 sierpnia ub.r. – rozmawiając z zaczepionymi osobami, z właścicielami konkurencyjnego zakładu pogrzebowego „Derus”, z dyrektorem szpitala; zasięgałem informacji w nadzorze budowlanym, wysłuchałem także, co do powiedzenia miała druga strona konfliktu, czyli Zygmunt Szumilas, a nawet pozwoliłem sobie na prowokację dziennikarską – z ukrytym mikrofonem dałem się zaczepić jednemu z „naganiaczy”. Z tych wszystkich czynności największe wrażenie uczyniła na mnie zarejestrowana rozmowa z właścicielem zakładu, który posunął się wówczas do gróźb kierowanych pod moim adresem. Po namyśle, uznałem, iż medialne nagłośnienie całego procederu jest wystarczające i postanowiłem jednak nie kierować do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, mimo iż wypowiadający groźby człowiek był już wcześniej za groźby ukarany prawomocnym wyrokiem. „(…) Jechałem z żoną z dziećmi, kiedy pan Szumilas zajechał mi karawanem drogę, otworzył szybę i zaczął krzyczeć: ja was wszystkich pozabijam, pozastrzelam” – wspominał tamto wydarzenie pan Derus, właściciel konkurencyjnego zakładu.

Jakież więc było moje zdziwienie, gdy we wrześniu na moje ręce spłynęło pismo, nadesłane z Sądu Rejonowego w Tarnowie, a podpisane przez Zygmunta Szumilasa. Dowiedziałem się z niego m.in., iż „napisany artykuł jest oparty na pisaniu nieprawdy i oczernianiu mojej osoby, rodziny i pracowników mojego zakładu (…) Również nie jest prawdą, aby policja przeprowadzała rozmowy z moimi naganiaczami jak to ich redaktor nazwał, gdyż ich w ogóle nie mam. Jak wiele fałszywych danych i niezgodnych z prawdą, świadczy o tym wypowiedź dyrektorki szpitala, która mówi, że jeśli ktoś z osób nie wniesie skargi na piśmie i nie zdecyduje się zeznawać, nie można zrobić nic. (…)” (pisownia oryginalna).

Tak rozpoczęła się absurdalna zabawa w kotka i myszkę – w której to chcąc dowieść swojej niewinności, musiałem przed sądem udowodnić, iż wszystkie stwierdzenia zawarte w artykule są prawdziwe; innymi słowy: dokonać tego, czego dokonać nie udało się dąbrowskim radnym, szpitalowi i dąbrowskiej policji przez kilka lat. Największy problem stanowiło ustalenie danych osobowych zaczepionych przez naganiaczy osób, z którymi rozmawiałem i zachęcenie ich do złożenia zeznań, twarzą w twarz przed Zygmuntem Szumilasem. Do tej pory bowiem, mimo wielokrotnych ustnych skarg i awantur, nikt nie odważył się złożyć na w sekretariacie szpitala pisemnej skargi – Dąbrowa Tarnowska jak wiadomo aglomeracją wielką nie jest i „po co sobie kłopoty robić”. W końcu, jak to ujął pan Szumilas „różne rzeczy się zdarzają i ostrzegam pana o tych niespodziankach”. Mniej problemów nastręczyło ustalenie danych osobowych samych „naganiaczy”, dzień w dzień pełniących wartę pod dąbrowskim szpitalem.

Niezmiernie żałuję, iż nie wolno mi przytoczyć ani jednego fragmentu rozprawy, która toczyła się „z wyłączeniem jawności” – a przytaczać zaiste byłoby co. Ostatecznie, sąd uznał, iż wszystkie zawarte w moim artykule informacje były prawdziwe. Wbrew twierdzeniom pana Szumilasa, faktem okazało się, że zlokalizowany naprzeciwko bramy ZOZ obiekt, w którym świadczone są usługi pogrzebowe, postawiony został bez wymaganego prawem pozwolenia na budowę. W dniu 20 kwietnia 1998 r nakazano rozbiórkę tego obiektu; od tej chwili minęło siedem lat, a zakład stoi jak stał, bimbając sobie z prawa – okazuje się, że w każdej rozbiórce najdłużej trwają „procedury administracyjne” i każdy może sobie takiego „nielegala” postawić, licząc na niekończące się „postępowania egzekucyjne”. Od 2002 roku piłeczka jest po stronie nadzoru budowlanego. Sąd stwierdził również – zadając kłam zeznaniom pana Szumilasa – że tenże „w sposób niesformalizowany korzystał z usług S.N. i M.D.” – nazwanych przeze mnie „naganiaczami.” „(…) Kłam zapewnieniom Zygmunta Szumilasa i Stanisława N. na temat braku związku tego ostatniego z przedsiębiorstwem pogrzebowym „Salimusz” zadawała także adnotacja poczyniona na dokumencie historii choroby Stanisława N. Oto bowiem wynikało z niej, iż jest on zatrudniony w FUH „Salimusz” (…).”

Cóż, karawany bez kierowców, zakład bez pracowników, pracownicy, którzy pracownikami nie są… Ostatecznie, wyrokiem sądu zostałem oczyszczony z postawionych mi zarzutów, zagrożonych karą do dwóch lat pozbawienia wolności; przez te pół roku rozpraw pierwszy raz w życiu spotkałem się tak imponującą plejadą kłamstw, pomówień, oszczerstw, bezczelności i bezgranicznego chamstwa i sądzę, że tylko ktoś, kto został niesłusznie oskarżony o popełnienie przestępstwa, jest wstanie to zrozumieć. W związku ze spekulacjami, jakie jakiś czas temu pojawiały się na temat moich „kontaktów z wymiarem sprawiedliwości” podaję do wiadomości publicznej fragment uzasadnienia wyroku: „(…) informacje, zawarte w artykule prasowym autorstwa Mirosława Poświatowskiego a dotyczące zdarzeń ściśle związanych z osobą Zygmunta Szumilasa i prowadzoną przezeń działalnością gospodarczą – w pełni polegały na prawdzie. Co więcej – ich prezentacja poprzedzona została rzetelnym dziennikarskim procesem rozpoznawczym (…). Nie ulega również wątpliwości, iż działania zastosowane przez Mirosława Poświatowskiego służyły ochronie społecznie uzasadnionego interesu. (…) Traktowanie zatem śmierci człowieka jako zjawiska komercyjnego musi budzić sprzeciw, a kiedy przybiera ono formy karykaturalne, tj. uwłaczające czci zmarłych, godzące w uczucia osób pogrążonych w bólu po utracie najbliższych oraz nie liczące się z powagą śmierci - to w tym już przypadku charakteryzujące się takimi właśnie cechami zachowanie, legitymuje każdego trzeźwo myślącego człowieka, któremu nieobce jest słowo humanizm, do stanowczego napiętnowania postaw niewiele mających wspólnego ze zwykłą ludzką przyzwoitością. Temu właśnie celowi służył artykuł „Jak hieny…?” opublikowany przez Mirosława Poświatowskiego. Problem niechlubnej działalności osób przysparzających zleceniodawców zakładowi pogrzebowemu „Salimusz”, wymagał bowiem zdecydowanej, a przy tym i odpowiednio widocznej interwencji. Taka właśnie metoda działania dawała szansę zaszczepienia na powrót reguł humanizmu w postępowaniu osób, które śmierć człowieka, jak dotąd postrzegały jedynie w kategoriach ekonomicznych. (…)”.

Dlaczego o tym piszę? Ano, dlatego że „humanizmu” zaszczepić się jednak nie udało - zakład pana Szumilasa działa na takich samych zasadach, jak działał przedtem i chociaż w sierpniu minie rok od mojej interwencji, to nielegalny obiekt nadal sobie stoi, a naganiacze jak zaczepiali, tak zaczepiają. –Są nawet bezczelniejsi – mówi dyrektor szpitala Teresa Kopczyńska. –Co jakiś czas przychodzą do mnie lub dzwonią rodziny pacjentów z pretensjami; w ubiegłym tygodniu przez czterdzieści minut uspokajałam pana, który groził mi radiem i telewizją – a ja wciąż jestem bezradna.

Co ciekawe, po ukazaniu się na portalu reportażu „Szpitalne hieny”, wśród komentarzy pojawiły się informacje szkalujące i pomawiające panią dyrektor; zdaniem Teresy Kopczyńskiej rzucone pod jej adresem na sali sądowej oskarżenia rzucają światło na to, kto mógł być inspiratorem tych i innych oszczerstw. –Złożyłam doniesienie w tej sprawie; niestety, nie została wszczęta „z urzędu” i od tego momentu ci panowie jeszcze bardziej się rozzuchwalili – dodaje dyrektor szpitala.

Cóż, autorzy oszczerstw najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, że po numerze IP łatwo można wyśledzić, z czyjego komputera zostały one zamieszczone. Wyśledzić można również posiadacza telefonu komórkowego, którego numer jest zastrzeżony – co podaję pod rozwagę autorom „głuchych telefonów” oraz mężczyźnie, który po moim ponownym zainteresowaniem się tą sprawą raczył był zadzwonić do mnie po północy i uraczyć „odgłosami zza grobu” i stekiem wyzwisk…

Jednak najdziwniejsza w tym wszystkim jest może nie tyle czyjaś bezczelności, co bezradność. Oto mija siedem lat od decyzji o rozbiórce nielegalnego obiektu; owa długotrwałość „procedur administracyjnych” pozwala mi sądzić, że sprawę zakładu pana Szumilasa kontynuować będzie już kolejne pokolenie urzędników nadzoru budowlanego. Tej bezradności jest więcej. Oto mamy udokumentowane, potwierdzone przed sądem zeznania świadka – zaczepionej przez naganiaczy kobiety. Oto sąd „nie daje wiary” zeznaniom „naganiaczy” i pana Szumilasa, przyłapując ich na kłamstwie. Na kłamstwie – za które grozi wyrok. O kłamstwie zaświadczają również dokumenty – jeden z naganiaczy podał w nich zakład „Salimusz” jako swoje miejsce pracy, mimo iż twierdził inaczej. Gdzie więc jest i co robi prokuratura? Gdzie jest „policja pracy” – czyli „służba legalności zatrudnienia”? Gdzie Policja? Gdzie instytucje tak chętnie na co dzień zdzierające z nas grosz? Może one, korzystając ze znajdujących się w Sądzie Rejonowym w Tarnowie dokumentów ustaliłyby kto i dla kogo pracuje? Czy rzeczywiście koniecznie potrzeba w Dąbrowie Tarnowskiej ekipy TVN, żeby „sprawy” nabrały nagłego przyśpieszenia?

Ale chyba na darmo wołam… Bo przecie właściwe pytanie nie powinno brzmieć „gdzie są te wszystkie instytucje”. Ono powinno brzmieć: „gdzie jest zwykła, ludzka przyzwoitość…”

Zapraszam do wysłuchania reportażu (((mp3)))

M. Poświatowski
Sonda inTARnetowa
 
A to czytałeś ?

Warning: mysql_connect() [function.mysql-connect]: Unknown MySQL server host 'mysql5-3.premium' (1) in /home/intarnet/www/www1.atlas.okay.pl/poll/include/class_mysql.php on line 32
Connection Error
MySQL Error : Connection Error
Error Number: 0 
Date        : Sun, December 22, 2024 06:25:45
IP          : 3.17.181.181
Browser     : Mozilla/5.0 AppleWebKit/537.36 (KHTML, like Gecko; compatible; ClaudeBot/1.0; +claudebot@anthropic.com)
Referer     : 
PHP Version : 4.4.9
OS          : Linux
Server      : Apache
Server Name : intarnet.pl
Script Name : /www1.atlas.okay.pl/index_full.html