To było w tych zamierzchłych czasach ubiegłego wieku, gdy o aparatach cyfrowych nikt nie słyszał, ucieleśnieniem pragnień był Zenith, rzeczywistością „smienka” czy „fied”, a wywoływaniu zdjęć towarzyszyła tajemnicza i odczynnikami woniejąca atmosfera ciemności rozpraszanej czerwoną lampką. W połowie lat 80-tych nikt też nie pstrykał na koncercie tysiąca zdjęć, by potem z obłędem w oczach wybierać to jedno najlepsze – ilość klatek na analogowym filmie jest ograniczona, podobnie jak miejsce w kieszeni na rolki zapasowe. Powyższe spostrzeżenie niechaj towarzyszy opisowi wystawy fotografii Jerzego Hebdy, której wernisaż odbył się w miniony piątek w pubie – galerii Studio przy ul. Żydowskiej.